czwartek, 24 stycznia 2013

23.01.2013 - nie żyje prymas Józef Glemp


Kardynał Józef Glemp nie żyje

Po długiej chorobie zmarł wieczorem w warszawskim szpitalu prymas senior kardynał Józef Glemp. Miał 83 lata. Bardzo długo trzymał w rękach całą władzę w Kościele. Do niego należały najważniejsze urzędy. Nawet po rozdzieleniu funkcji prymasa i przewodniczącego Episkopatu dwukrotnie, w 1994 i 1999 r., wybierano go na szefa Konferencji Episkopatu Polski.
Był prymasem Polski rekordowo długo - 28 lat, aż do 18 grudnia 2009 r., kiedy skończył 80 lat, a tytuł prymasa wrócił do biskupa Gniezna. Krytycy zarzucali mu, że był ostrożny do bólu, zachowawczy, że nie zawsze radził sobie z problemami Kościoła. I to raczej oni mieli rację niż ci, którzy w prymasie widzieli spokojnego, rozważnego stratega.

Jego głos z pewnością nie brzmiał tak donośnie jak jego poprzednika, kardynała Stefana Wyszyńskiego, ale to właśnie Prymas Tysiąclecia zabiegał w 1981 r. o jego nominację na swego następcę. Spodziewał się, że znajdzie w nim hierarchę, któremu bliskie są tradycje katolicyzmu ludowego. Dobrze trafił, jednak kardynał Glemp przyjął inną strategię niż Wyszyński.

Poruszający rachunek sumienia

Jego reakcja na ogłoszenie stanu wojennego wielu musiała rozczarować. W kazaniu w niedzielę 13 grudnia 1981 r. mówił: "Sprzeciwienie się postanowieniom władzy w stanie wojennym może wywołać gwałtowne wymuszenie posłuszeństwa, aż do rozlewu krwi włącznie, ponieważ władza dysponuje siłą zbrojną. Możemy się oburzać, protestować o naruszenie praw obywatelskich, praw człowieka - jednak władza w stanie wojennym nie jest władzą dialogu".

Kazanie emitowano w telewizji na zmianę z oświadczeniem generała Jaruzelskiego. Kilka lat temu prymas zapewniał swoją biografkę Milenę Kindziuk, że interweniował u generała i prosił o zdjęcie przemówienia z anteny. Tłumaczył też swoje ostrożne zachowanie: "Osobiście wywierał na mnie presję minister Kuberski [szef Urzędu ds. Wyznań], który szantażował, że Kościół będzie odpowiedzialny, jeżeli teraz poleje się krew".

Kardynał Glemp krytykował też zdelegalizowaną „Solidarność”. Tygodnikowi „O Estado de Sao Paulo” podczas wizyty w Brazylii w 1984 r. powiedział: „Trzeba wiedzieć, że z 10 mln członków »Solidarności « połowę stanowili komuniści, a więc to nie były ideały czysto katolickie. (...) W pewnej chwili »Solidarność « straciła cały sens obrony robotników”.

Napięte były stosunki między prymasem a księdzem Jerzym Popiełuszką. Z dziennika księdza Jerzego wynika, że miał do Glempa żal, że ten nie zajmuje zdecydowanego stanowiska.

Wydaje się, że prymasowi pamięć o tych relacjach bardzo ciążyła. W 2000 r. zrobił z tego poruszający rachunek sumienia: "Bałem się rozlewu krwi w czasie stanu wojennego, wiedząc, jak wielkie jest oburzenie ludu. Pozostaje na moim sumieniu ciężar, że nie zdołałem ocalić życia księdza Popiełuszki mimo wysiłków podejmowanych w tym kierunku. Niech mi to Bóg przebaczy, może taka była Jego święta wola".

Specyficznym, równie mocnym zadośćuczynieniem był udział w filmie o kapelanie "Solidarności". Zagrał tam siebie. Odtwarzał sceny rozmów z księdzem Popiełuszką, np. gdy radził mu, by "nie robił wokół siebie tyle szumu". Ta rola, chociaż aktorsko słaba, przejdzie do historii. Dowodziła nie tylko, że prymas miał wyrzuty sumienia, ale też dużą pokorę.

Jak rządził Kościołem?

Żyłki przywódcy nie miał, często wahał się między sprzecznymi racjami.

Gdy w 1998 r. Kazimierz Świtoń rozpoczął akcję stawiania krzyży na oświęcimskim żwirowisku, prymas początkowo nie widział w tym nic nagannego. Stwierdził, że pomysł "nie powstał z fantazji, ale z powodu ciągłego i wzrastającego molestowania przez stronę żydowską o jak najszybsze usunięcie krzyża". Potem przyznał, że nie miał racji, wzywał do zakończenia akcji.

Zabrakło też jego silnej ręki, gdy w połowie lat 80. na terenie obozu Auschwitz karmelitanki założyły klasztor kontemplacyjny. Środowiska żydowskie zarzuciły Kościołowi brak szacunku dla Żydów, którzy tam zginęli. W 1987 r. delegacje chrześcijańska i żydowska podpisały deklarację w Genewie - klasztor w ciągu dwóch lat miał zostać przeniesiony. Zakonnice nie opuściły jednak klasztoru w wyznaczonym terminie. W proteście grupa amerykańskich Żydów wtargnęła na jego teren. Usunięto ich siłą.

Prymas na Jasnej Górze tak to komentował: "Niedawno oddział Żydów z Nowego Jorku dokonał napaści na klasztor w Oświęcimiu, wprawdzie nie doszło do zabójstwa sióstr lub zniszczenia klasztoru, bo zostali powstrzymani, ale nie nazywajcie napastników bohaterami". Dwa lata później zakwestionował deklarację genewską. O przeniesieniu klasztoru zdecydował ostatecznie Jan Paweł II.

W 2001 r. prymas nie pojechał na uroczystości 60. rocznicy zamordowania żydowskich mieszkańców Jedwabnego. - Trudno wypowiadać się na temat zbrodni w Jedwabnem, kiedy jeszcze trwają badania nad jej wyjaśnieniem - tłumaczył. Ale w warszawskim kościele Wszystkich Świętych odprawił nabożeństwo pokutne z dużą częścią Episkopatu i modlił się o wybaczenie zła, jakie z ręki Polaków dotknęło Żydów w Jedwabnem i innych miejscach.

Miał i inną twarz

Jednak bywał też zdecydowany: to z jego inicjatywy uczyniono wiele ważnych gestów ekumenicznych. W 1992 r. zaprosił przedstawicieli Kościoła anglikańskiego. Rok później modlił się w Warszawie z Dalajlamą.

W codziennych kontaktach był nad wyraz serdeczny, ujmujący. Nieżyjąca już teolożka Stanisława Grabska opowiadała "Gazecie": "To po prostu dobry, swojski człowiek. Takie wrażenie odnosiłam zawsze, gdy chodziliśmy do niego na spotkania opłatkowe".

Na uznanie zasługuje jego postawa wobec imperium ojca Rydzyka - na tle całego Episkopatu była dość zdecydowana, mocno krytyczna. W 1997 r. w liście do prowincjała redemptorystów pisał: "Wielebny Ojciec Rydzyk, mimo popularności i poparcia wielkich rzesz, nie może żądać dla siebie przywilejów i stać ponad prawem". Potem przez wiele lat o toruńskiej rozgłośni wypowiadał się oględnie, bez większych emocji. Aż do twardych słów z 2005 r. - że działalność Radia "prowadzi do rozbicia jedności Kościoła".

Wiadomo też, że gdy sprawa Radia Maryja stanęła na zebraniu Episkopatu w sierpniu 2007 r., wraz z kardynałem Stanisławem Dziwiszem nalegał na wysłanie listu do generała redemptorystów ojca Josepha Tobina z prośbą o ukrócenie poczynań ojca Rydzyka.

Za jego kadencji utworzono w Polsce nowe diecezje, podpisano konkordat. Tu był nieugięty. Kilka razy stawał w obronie projektu. Kiedy Sejm po naciskach SLD i UP zdecydował o zbadaniu zgodności konkordatu z konstytucją, tak to komentował: "Kościół chce pokoju, zawsze opowiadał się za współpracą, pokojem, ale Kościół nie boi się wojny".

Zapalczywość prymasa budziła się także wtedy, gdy utyskiwał na kulturę liberalną, ateizm. Trudna do zapomnienia będzie jego fraza o "szczekających kundelkach", jak nazwał krytyków Kościoła. W 1993 r. mówił na Jasnej Górze: "Zboczenia mają uzyskać opiekę prawa i zamiast leczenia mają stanowić czynnik rozkładu społecznego. Skutki propagandy erotycznej są nieobliczalne, ponieważ erotyzm stanowi część kultury śmierci". Z wywiadu dla mediolańskiego dziennika "Avvenire": "Po nazizmie i komunizmie dzisiaj wrogiem jest ateistyczny ultraliberalizm".

Ale w politykę prymas Glemp nie wchodził, nie można przypisać mu jednoznacznych sympatii politycznych, nie mówił o nich ani z ambony, ani w publicznych wystąpieniach, których były przecież setki. Lecz w sprawach publicznych zachowywał się nieraz niejednoznacznie, zmieniał zdanie, podobnie jak w kwestiach związanych z Kościołem. W 1995 r. ogłosił, że akcesja Polski do Unii Europejskiej to "wejście biedniejszego do grona bogatych" przez "wyzbycie się charakteru, swego ubrania".

Kilka lat później przekonywał już, że Unii nie należy się bać, aż do całkowitego "euronawrócenia" w 2003 r.: "Wierzę, że taka jest wola Boża, że Bóg chce, abyśmy weszli do wspólnej Europy". Zapewne nie bez znaczenia był tu unijny entuzjazm Jana Pawła II.

Jego misją życia była budowa Świątyni Opatrzności Bożej w warszawskim Wilanowie. Misją, a jednocześnie fiaskiem - nie zdołał ludzi do niej przekonać, pieniędzy ciągle brakowało. Pomysł na podźwignięcie budowy znalazł dopiero jego następca w archidiecezji warszawskiej kardynał Kazimierz Nycz.

Może to w tej świątyni chciał wynagrodzić swojemu Kościołowi własne błędy, pozostawić po sobie wyraźny ślad? O świątyni mówił zawsze z determinacją i patosem: "Żadnych osobistych interesów tu nie mam. Przecież, jak przypuszczam, nie doczekam końca budowy i poświęcenia świątyni. Jeśli dopuściłem się tu jakichś uchybień, to mam nadzieję, że Opatrzność odpuści mi moje grzechy, a wrogów obecności czuwającego Boga nawróci".

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,13285137,Kardynal_Jozef_Glemp_nie_zyje.html#ixzz2IqUWlpmj


ZOBACZ TAKŻE

Przewodził Kościołowi w trudnym momencie [WSPOMNIENIA O KARDYNALE GLEMPIE]
Przewodził Kościołowi w trudnym momencie [WSPOMNIENIA O KARDYNALE GLEMPIE]

 Prymas pisał o swoim zdrowiu: Nie mam nic do ukrycia
Prymas pisał o swoim zdrowiu: Nie mam nic do ukrycia

 Kard. Glemp: Kościół jest za tym, by tworzyć wspólną Europę
Kard. Glemp: Kościół jest za tym, by tworzyć wspólną Europę


WIĘCEJ

kard. Glemp na zdjęciach [DUŻY KADR]
Sprzeczności prymasa Glempa [RECENZJA BIOGRAFII]
Co pisaliśmy o kardynale Glempie
Prymas pisał o swoim zdrowiu: Nie mam nic do ukrycia

Źródło: Gazeta Wyborcza z dnia 23.01.2013 r.